- Już za dokładnie siedem dni rozpoczną się ostatnie, finalne 76 Igrzyska Głodowe. Nie martwcie się jednak, mieszkańcy dystryktów. Nie wasze dzieci wyjdą na arenę, a dzieci najbogatszych mieszkańców Kapitolu - mówi prezydent Coin, a ja mocno zaciskam usta. Oglądam to wszystko w telewizji. Emitują to na żywo.
Właściwie mogę wychylić głowę przez okno i zobaczyłabym to wszystko. To dzieje się tuż przed rezydencją prezydenta. Byłego prezydenta.
- Rebelianci sporządzili listę dzieci z najzamożniejszych rodzin w całym Kapitolu - kamera kieruje się prosto na panią prezydent. Potem wręcza długi zwój Katniss Everdeen, która stoi obok niej. Ta odczytuje kilka imion i nazwisk. Niektóre kojarzę, inne nic mi nie mówią. W końcu dochodzi do mnie.
- Isabel McCartney-Snow - mówi. Myślałam, że będzie zadowolona. Usatysfakcjonowana. Tymczasem wygląda, jakby nic jej nie obchodziło to, że wnuczka Snowa, który zniszczył jej życie zostanie wysłana na Głodowe Igrzyska.
- Zasady Igrzysk się nie zmieniły. Wciąż może wygrać tylko jedna osoba. Uczestnicy będą mieli sponsorów, którymi zostaną zwycięzcy, którzy pozostali przy życiu: Katniss, Peeta, Haymitch, Enobaria, Johanna, Beete oraz Annie. Oczywiście, zmniejszyła się też liczba trybutów. Będzie ich czternastu - uśmiecha się kobieta, a ja widzę w niej dziadka. W jej oczach błyskają takie same iskierki.
- W takim razie, wypada powiedzieć: Wesołych Głodowych Igrzysk! I niech los...
- Zawsze wam sprzyja... - dokańczam i wyłączam telewizor.
***
Rano budzi mnie głośne pukanie do drzwi. Szybko zbieram się z łóżka i otwieram. Stoi tam siedmiu mężczyzn w strojach rebeliantów.
- Ubierz się, panienko, jedziesz na Głodowe Igrzyska - śmieje się jeden z nich. Czuję dokładnie, jak wszystko się we mnie gotuje. Zamykam im drzwi przed nosem. Czekam kilka sekund i słyszę, jak powoli schodzą na parter.
Podchodzę do szafy i oglądam całą jej zawartość. Nie wybieram żadnych falbanek. Nie chcę wyjść na rozpieszczone kapitolińskie dziecko (którym w rzeczywistości jestem). Przypominam sobie o pudełku w szufladzie. Wyciągam je i otwieram. W środku znajduje się mundur rebelianta.
Brałam czynny udział w rebelii. Nikt o tym nie wiedział. Tylko ja i Gale. Przyszedł kiedyś do mnie, do piwnicy, w której uwielbiałam siedzieć. Do tej pory nie wiem, skąd wiedział o tajemnym przejściu. Powiedział, że brakuje im lekarstw i jedzenia. Byłam zafascynowana światem wojny i buntu. Od tej pory zawsze stawiałam się w naszym miejscu i oddawałam wszystkie potrzebne im leki, picie czy żywność.
Dzień przed publiczną egzekucją dziadka Gale przyniósł mi w podzięce mundur rebeliancki, bo wiedział, że szanowałam poświęcenie buntowników. Obiecał, że nic mi się nie stanie. A potem włożył do pudełka jeszcze broszkę z kosogłosem. Nie wiem, skąd ją wziął, ale podejrzewam, że wiele żołnierzy walczących z Kapitolem nosiło drobiazgi z tym ptakiem.
Teraz ubieram na siebie koszulę, zapinam dokładnie wszystkie jej guziki. Czarne ciężkie buty wciągam na stopy. Okazuje się, że kostium jest za duży, ale nie zwracam na to uwagi. Do kieszonki w koszulce przyczepiam broszkę. Jest bardzo podobna do tej, którą nosi Katniss, ale kosogłos na mojej ma rozpostarte skrzydła, jakby szykował się do lotu.
Związuję włosy w koński ogon i schodzę na dół. Moja mama rozmawia z rebeliantami, rozbawiona. Najwyraźniej nie zamierza się przejmować tym, że jej córka zostaje trybutem.
Gdy rebelianci widzą mój strój, wytrzeszczają oczy. Nie mówią nic jednak, oprócz:
- Idziemy. Pożegnaj się z mamą.
Ja jednak nie mam zamiaru się z nią żegnać. Mruczę tylko pod nosem: 'Do zobaczenia'. Nic nie poradzę, że brzmi to raczej jak: 'Do zobaczenia, nigdy się już nie zobaczymy, bo umrę w pierwszy dzień.' Następnie wychodzę z żołnierzami na podwórze. Przed rezydencją jest już ustawionych trzynastu trybutów. Niektórzy mają na sobie garnitury, dziewczęta sukienki z falbankami w pstrokatych kolorach. Za nimi są ustawieni byli zwycięzcy. Spoglądam na jednego z rebeliantów.
- Stań obok chłopaka przed Peetą - odpowiada czytając mi w myślach.
Wszyscy są nieco zaniepokojeni moim ubraniem. Staję w miejscu, które mi wyznaczono. Czuję na ramieniu czyjąś dłoń. Oglądam się za siebie i stwierdzam, że to Peeta Mellark, zwycięzca 74 Głodowych Igrzysk.
Na mównicę wchodzi Effie Trinket, mówi o zwycięzcach, o tym, jaki Kapitol był zły i dlatego muszą nas wszystkich wymordować... W końcu przechodzi do części: 'I niech los zawsze wam sprzyja!' i na tym kończy. Potem przychodzi dwóch innych rebeliantów, których jeszcze nie widziałam i razem idziemy w kierunku czarnej furgonetki. Za nami idą także chłopak, najwyraźniej z mojego 'dystryktu' i Peeta, jak można się domyślić, nasz mentor.
- Śliczna broszka - mruczy dzieciak za mną, a ja zaciskam mocno zęby.
- Dziękuję - odpowiadam, i wszyscy oprócz żołnierzy wsiadamy do auta.
***
To mój pierwszy fan fik o trylogii Igrzyska Śmierci. Bądźcie dla mnie wyrozumiali ;)
Bqrdzo fajnie się zaczyna. Byłam zdziwiona, gdy się dowiedziałam, że wnuczka Snow'a też była rebeliantką. I to chodziło o tego Gale? Jestem bardzo, ale to bardzo ciekawa jakie będą te igrzyska.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
http://szkolaastridlilo.blogspot.com
http://magicznaprzystanblogowelfik.blogspot.com
Świetne, fajnie się zapowiada. Czuję, że zostanę tu na dłużej :)
OdpowiedzUsuńWow, świetnie się zapowiada. Z radością czekam na pierwszy rozdział. Coś czuję że będę tu stałą bywalczynią... :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Elfik Elen
PS. Jeśli byś zechciała zajrzeć do mnie to zapraszam http://in-the-circle-of-secrets.blogspot.com/
Bardzo fajnie się zaczyna. Twój blog przyciągnął mnie dlatego, że opowiada właśnie o Igrzyskach dzieci z Kapitolu. Na razie to tylko prolog, żebym mogła ocenić czy mi się podoba, poczekam jeszcze na rozdziały. Ale ciekawie się zapowiada, więc myślę, że będzie ok. Większość blogów jakie czytam są o poprzednich Igrzyskach, a tu odmiana. ;)
OdpowiedzUsuń(Proszę, wyłącz weryfikację obrazkową.;))
Pozdrawiam,
Eveline
Google są dziwne xd
OdpowiedzUsuń