- Dziękuję - odpowiadam i odwracam w stronę ekranu.
Pojawia się na nim Ceasar Flickerman. Coin oszczędziła go specjalnie do tych Igrzysk.
-Witam wszystkich bardzo serdecznie. Dziękuję za przybycie.
Jest przygaszony. Kwestie wypowiada sztywno i bez wyrazu. Również wygląda inaczej. Został ostrzyżony na bardzo krótkiego jeża, ubrany w czarny, odrobinę za duży garnitur o bardzo prostym kroju. Pierwszy raz w życiu widzę jego twarz bez makijażu. Ma na oko sześćdziesiąt kilka lat. Twarz ma bardzo wyraźne rysy, ale wygląda dość łagodnie. W tych okolicznościach można go przyrównać do niegdyś pogodnego starszego pana, któremu właśnie umarła ukochana żona.
Ekran ukazuje przez chwilę reakcję publiczności. Na widowni obecni są tylko rebelianci. Wszyscy z nienawiścią patrzą przed siebie nawet nie myśląc o wiwatowaniu. Ich spojrzenia są puste. Nie okazują współczucia.
- A teraz zapraszam wnuczkę nieżyjącego prezydenta Colioranusa Snowa, Isabel Snow.
Lubię światła reflektorów i występy przed ludźmi, ale nie przed nienawistną armią gotowych do zabicia cię za cokolwiek, co powiesz robotów. Jeden z żołnierzy wskazuje mi schody. Powoli pokonuję trzy stopnie. Widzę już światła sceny. Nagle potykam się i upadam na sam jej środek. Słyszę nienawistne szepty i pełne nienawiści śmiechy. Cholera.
Chwiejnie wstaję i siadam na fotelu obok Flickermana.
- Witaj Isabel Snow. Czy jesteś dumna ze swojego pochodzenia?
W pierwszej chwili nie rozumiem i nim zdążę ugryźć się w język odpowiadam:
-Tak.
Rozlegają się szmery.
- Tak myślałem. Kochałaś dziadka? Byłaś z nim zżyta?
- Kochałam go, ale nie miałam z nim dobrych kontaktów.
- Chciałabyś mieć lepsze?
- Nie wiem, nigdy się nad tym nie zastanawiałam.
- Zabiłabyś go, gdybyś miała okazję?
Jak ja mam mu odpowiedzieć? Przecież…
- Tak.
Z widowni dobiegają mnie wrzaski. „Morderczyni!” „Jesteś jak on!” „Krew Snowa!”. Nie no, dosyć! Gdybym powiedziała „nie” też by się im nie spodobało.
-Dziękuję bardzo panienko Snow. Chyba wiemy już wszystko.
- Nie! Nic nie wiecie! To wy jesteście jak on! Mimo, że mieliście okazję w końcu zaprowadzić pokój, wykorzystaliście tę władzę, by zabić kolejne dzieci! Wy szukacie zemsty i znajdujecie ją w sadystycznych mordach dokonywanych na niewinnych! Nie jesteście od niego lepsi! Nic nie widzicie! Umiecie tylko nienawidzić i niszczyć! Nie jesteście już ludźmi!
Pojawia się na nim Ceasar Flickerman. Coin oszczędziła go specjalnie do tych Igrzysk.
-Witam wszystkich bardzo serdecznie. Dziękuję za przybycie.
Jest przygaszony. Kwestie wypowiada sztywno i bez wyrazu. Również wygląda inaczej. Został ostrzyżony na bardzo krótkiego jeża, ubrany w czarny, odrobinę za duży garnitur o bardzo prostym kroju. Pierwszy raz w życiu widzę jego twarz bez makijażu. Ma na oko sześćdziesiąt kilka lat. Twarz ma bardzo wyraźne rysy, ale wygląda dość łagodnie. W tych okolicznościach można go przyrównać do niegdyś pogodnego starszego pana, któremu właśnie umarła ukochana żona.
Ekran ukazuje przez chwilę reakcję publiczności. Na widowni obecni są tylko rebelianci. Wszyscy z nienawiścią patrzą przed siebie nawet nie myśląc o wiwatowaniu. Ich spojrzenia są puste. Nie okazują współczucia.
- A teraz zapraszam wnuczkę nieżyjącego prezydenta Colioranusa Snowa, Isabel Snow.
Lubię światła reflektorów i występy przed ludźmi, ale nie przed nienawistną armią gotowych do zabicia cię za cokolwiek, co powiesz robotów. Jeden z żołnierzy wskazuje mi schody. Powoli pokonuję trzy stopnie. Widzę już światła sceny. Nagle potykam się i upadam na sam jej środek. Słyszę nienawistne szepty i pełne nienawiści śmiechy. Cholera.
Chwiejnie wstaję i siadam na fotelu obok Flickermana.
- Witaj Isabel Snow. Czy jesteś dumna ze swojego pochodzenia?
W pierwszej chwili nie rozumiem i nim zdążę ugryźć się w język odpowiadam:
-Tak.
Rozlegają się szmery.
- Tak myślałem. Kochałaś dziadka? Byłaś z nim zżyta?
- Kochałam go, ale nie miałam z nim dobrych kontaktów.
- Chciałabyś mieć lepsze?
- Nie wiem, nigdy się nad tym nie zastanawiałam.
- Zabiłabyś go, gdybyś miała okazję?
Jak ja mam mu odpowiedzieć? Przecież…
- Tak.
Z widowni dobiegają mnie wrzaski. „Morderczyni!” „Jesteś jak on!” „Krew Snowa!”. Nie no, dosyć! Gdybym powiedziała „nie” też by się im nie spodobało.
-Dziękuję bardzo panienko Snow. Chyba wiemy już wszystko.
- Nie! Nic nie wiecie! To wy jesteście jak on! Mimo, że mieliście okazję w końcu zaprowadzić pokój, wykorzystaliście tę władzę, by zabić kolejne dzieci! Wy szukacie zemsty i znajdujecie ją w sadystycznych mordach dokonywanych na niewinnych! Nie jesteście od niego lepsi! Nic nie widzicie! Umiecie tylko nienawidzić i niszczyć! Nie jesteście już ludźmi!
***
Taaaadaaa! Oto część druga rozdziału 3. Wesołego jajka!
Super, ale trochę za krótki.
OdpowiedzUsuńBardzo fajny ale cholernie krótki? Czemu??
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i do następnego,
Elfik Elen
prześlij mi link do pierwszej części tego rozdziału, dobraa??? ;)
OdpowiedzUsuńbo nie mogę go znaleźć... :c
Anonimku, przepraszam, zapomniałam zaktualizować zakładkę 'rozdziały'. Wejdź, tam wszystko już jest :)
UsuńJej ^.^ dzięki :P
Usuń