Wchodzę do swojego pokoju. Jest bardzo skromny. Ściany są niepomalowane, schodzi z nich tynk. W pomieszczeniu ledwie mieszczą się łóżko i szafka. Znajduję w niej piżamę, dwie koszulki, spodnie i bieliznę. Ta ilość ubrań przypomina mi tylko o tym, jak mało czasu zostało do igrzysk. Wzdycham ciężko i rzucam się na pościel. Przez dłuższy czas po prostu patrzę na sufit. Dokładnie śledzę wzrokiem każde pęknięcie na nim, każdą plamę, każdego komara, który na nim osiada. Gdy wróciłam z parady, od razu przebrano mnie i zaprowadzono tutaj. Pewnie nikt nie domyśla się, że muszę przebywać w takich warunkach.
Staram się myśleć o wszystkim: o dziewczęcym płaczu, który słyszę za ścianą, o moim rebelianckim mundurze i o chłopaku, który z ironią skomplementował moją broszkę. Niestety, płacz nasila się i nie daje mi myśleć o tych bzdetach. Liczę po raz dziesiąty palce u moich dłoni, kiedy w końcu nie wytrzymuję. Zakładam koszulę, którą oddała mi moja stylistka i wychodzę na korytarz. Oprócz mojego pokoju jest tu jeszcze sześć innych. Na tym piętrze mieszkają tylko dziewczęta. Nasłuchuję. Zawodzenie dochodzi z pokoju numer dwa. Pukam kilka razy, ale nikt nie odpowiada. Pukam coraz głośniej. Niestety, bezskutecznie. Szarpię za klamkę i otwieram drzwi. Na przeciwko, na łóżku, siedzi ciemnoskóra dziewczyna, chyba w moim wieku. Zakłada karmelowe włosy za ucho i ociera wierzchem dłoni policzki.
- Mogłabyś... - zaczynam. - Mogłabyś być ciszej?
- Przepraszam - odpowiada, zbiera się z łóżka i związuje włosy w kok.
Wychodzę z pomieszczenia i czuję, jak ciepłe łzy spływają mi po policzkach. Łkam cicho, aż znów znajduję się w swoim pokoju. Chciałabym stąd wyjść. Chciałabym być gdzieś daleko. Sama. Niestety, za dwa, góra trzy dni będę musiała wyjść na arenę. Nikogo nie obchodzi to, że pomagałam w rebelii. Coin obchodzi jedynie to, że jestem wnuczką prezydenta Snowa. Chce, bym zginęła. Jak wszyscy. Ale ja zrobię im na złość. Wygram. Zwyciężę. I nie powstrzyma mnie nikt.
***
Do mojego pokoju wpada stylistka. W ręku trzyma kilka wieszaków, na których wiszą barwne tkaniny.
- Dzień dobry słonko. Jak się spało? - pyta, rzucając to wszystko na pościel. Zrywam się z podłogi.
- Dzień dobry - mruczę.
Nie taki dobry, dodaję w myślach, ale nie wypowiadam tego na głos. Niech przynajmniej ona jest zadowolona.
- Wczoraj nie było nawet czasu, by się przedstawić. Jestem Joan. Przyniosłam ci kilka sukienek na wywiad z Ceasarem. Wybierz coś z tego - wskazuje ręką na górę materiałów.
Wszystkie wyglądają podobnie. Są w różnych kolorach, jednak każda z nich posiada jeden, bardzo ważny element: róże. Raz są one czerwone, raz białe, a nawet czarne. Choć wszystkie są piękne, żadna nie przypada mi do gustu, ze względu na ten mały, acz istotny element. Te kwiaty.
- Wolałabym założyć mój mundur - stwierdzam.
- Słonko, o czym ty mówisz, to niedorzeczne, to... to genialne! - krzyczy Joan, zbierając wszystkie suknie. - Wracam za godzinkę!
Znów zostaję sama. Nie wiem, czy samotność mi przeszkadza. Jestem jedenaczką, więc zazwyczaj i tak nie miałam się do kogo odezwać. Szkoły również nie wspominam przyjemnie. Jako jedyna nie lubiłam mówić o igrzyskach. Pamiętam dziewczyny, które w czasie przerwy dyskutowały o tym, która z trybutek ma najwięcej ujęć, który chłopak podoba im się najbardziej. Denerwowało mnie to, więc nigdy nie uczestniczyłam w ich rozmowach. Moim pierwszym przyjacielem był, tak naprawdę, Gale. Choć był ode mnie starszy o jakieś cztery lata i pochodziliśmy z dwóch różnych światów, świetnie się rozumieliśmy. Opowiadał mi o swoim życiu w 12 dystrykcie. O tym, jak zakochał się w Katniss. O tym, jak zdobyli kozę dla Prim. Ale mówił mi też o tym, co się dzieje podczas rebelii. Ile ludzi umarło. Chciał, bym wiedziała wszystko. Nie traktował mnie jak dziecka. Wiedział, że dobrze wszystko rozumiem. Rozumiem to, że świat nie zawsze jest sprawiedliwy i czasami daje nam porządny wycisk. Ale wtedy zbieramy się z ziemi i jesteśmy tysiąc razy silniejsi.
Zaczynam się nudzić. Joan nie ma już z cztery godziny. Znów wychodzę na korytarz i zaczynam spacerować w tę i z powrotem. Na przemian odpinam i przypinam broszkę. Zaczynam doceniać ten spokój. Na arenie nigdy nie będę mogła zasnąć spokojnie bez obawy o to, że ktoś poderżnie mi gardło. Wolnym krokiem kieruję się w stronę pokoju.
Joan przychodzi po kolejnych dwóch godzinach. Czarną płachtę trzyma z jakimś szczególnym namaszczeniem, jakby pod nią znajdowało się coś bardzo cennego. Rzuca tę płachtę na podłogę, a moim oczom ukazuje się coś niewyobrażalnie pięknego. Góra sukni jest wykonana z imitacji mojego munduru, natomiast dół to czarny jedwab, który, mogłoby się zdawać, porusza się jak woda w rzece. Przez te kilka godzin zaczęły przychodzić mi do głowy najczarniejsze scenariusze. Bałam się, że moja stylistka stworzy coś różowego, rażącego. Nigdy nie przypuszczałabym, że coś tak cudownego wyjdzie spod jej rąk.
- Jest piękna - zaciskam powieki, żeby nie wybuchnąć płaczem. - Ale, zazwyczaj pierwsze były zajęcia w Ośrodku Szkoleniowym, prawda?
- Kotku, mam dla ciebie złą wiadomość. Prawda, najpierw Ośrodek Szkoleniowy, ale nie będziesz miała czasu na trening. Musisz pokazać swoje umiejętności bez przygotowania. A zaraz po ogłoszeniu wyników - tu robi krótką przerwę - wystąpisz u Ceasara.
- Faktycznie, nie jest to najlepsza wiadomość - wzdycham ciężko. Łzy zbierają mi się pod powiekami. Nie mogę uwieżyć, że tak łatwo mi to przychodzi. Po tym wszystkim, co przeżyli trybuci z wszystkich igrzysk.
Nie powinnam płakać. Powinnam być silna. Dla nich.
- Isabel, proszę. Chcesz, żebym zostawiła cię samą? - pyta Joan i mocno chwyta mnie za dłoń. Gdy się nachyla, włosy spadają jej na ramiona tysiącami złotych loczków.
- Nie. Możemy już iść?
Stylistka kiwa głową i wychodzimy na korytarz. Później kobieta wciska guzik i drzwi windy otwierają się. Gdy pędzimy na górę, mój żołądek jest w stanie krytycznym. Przy hamowaniu opieram się o ścianę, by nie upaść. Szklana szyba otwiera się i znajdujemy się w długim, wąskim przedsionku. Joan znika za sterylnie białą zasłoną, a ja kieruję się w głąb pomieszczenia. Widzę tu kilka znajomych twarzy. Dziewczyny i chłopcy siedzą na niebieskich krzesłach i czekają. Mają na sobie czarne, obcisłe stroje z rękawami do łokci i białe, wysokie buty. Jedynie ja jestem ubrana normalnie. Siadam na przeciwko ciemnoskórej dziewczyny, której szloch tak bardzo mi przeszkadzał. Ta wyłapuje moje spojrzenie i odwraca wzrok. Opieram się wygodnie o siedzenie, kiedy dochodzi nas głos z głośników na suficie.
- Kate Smith - głos mężczyzny trzeszczy, odbijając się echem od ścian. Dziewczyna naprzeciw mnie okazuje się być Kate. Gdy wstaje, uginają się pod nią nogi, ale niedługo potem znika za drzwiami. W tym samym momencie zza zasłony wyłania się Joan, podaje mi strój i każe się ubrać. Niechętnie wchodzę do ciasnej przebieralni i wciągam na siebie elastyczny materiał. Wracam na swoje miejsce.
- Marcus Whiteses - tym razem odzywa się głęboki, babciny głos. Coin. Moje serce zamiera na kilka godzin, a potem wybucha i rozsypuje się po całym moim organizmie. Coin, mój wróg, mój najgorszy wróg zobaczy moją porażkę. Nie mogę na to pozwolić.
Mija pięć minut, na sali zostaję tylko ja, chudy, wątły chłopak i śliczna, bardzo wysoka dziewczyna, która posyła mi gniewne spojrzenia.
- Isabel Snow - Coin syczy przez mikrofon. - Pomyłka. Isabel McCartney - Snow.
Chcę ją zabić. Z niewzruszoną miną wychodzę z poczekalni, ale w środku mnie panuje chaos. Chcę zostać sama. Chcę wielu rzeczy.
U góry, w lewym rogu znajduje się oszklony balkon, w którym przesiadują Katniss Everdeen, Plutarch Havensbee i Alma Coin. Spokojnie popijają wino i spoglądają na mnie z wyższością. Mentorka posyła mi uśmiech, nie wiem, czy kpi, czy chce mnie pocieszyć. Idę dalej. Na długim stole leżą przeróżne przedmioty: farby, pędzle, łuki, pistolety, miecze, dzidy, topory, sztylety i wszelakiego rodzaju broń. Biorę do ręki złoty sztylet, bardzo bogato zdobiony. Kieruję wzrok na manekina, celuję sztyletem w jego serce, ale ostrze tylko przelatuje mu koło ramienia.
- Cholera - klnę pod nosem, biegnę po broń i odkładam ją na miejsce. Coin się śmieje. Wiem, że to niemożliwe, bo gdy się obracam, ona wciąż bacznie mnie obserwuje. Ale wieżę swoim uszom. Był to szyderczy śmiech, przesycony pogardą i nienawiścią.
Tym razem też biorę sztylet, ale zwykły, bez zdobień. Jest o wiele lżejszy, więc będzie mi łatwiej nim rzucać. Mrużę jedno oko, robię zamach. Ostrze ląduje w miejscu, gdzie powinno widnieć serce człowieka. Druga próba. Nigdy wcześniej tego nie robiłam. To chyba cud. Patrzę na Coin. Kobieta wzrusza ramionami, nachyla się nad mikrofonem i mówi:
- Proszę dalej.
Zirytowana, biorę do ręki pędzel i maczam go w czerwonej farbie. Klękam na podłodze, zaczynam pisać.
W oddali łąki, wejdźże do łóżka
Plutach Havensbee lekko się nachyla, próbuje sprawdzić co robię. Zakrywam ciałem napis i znów maluję na podłodze.
Czeka tam na ciebie z trawy poduszka.
Skłoń na niej główkę, oczęta zmruż,
Rankiem cię zbudzi słońce, twój stróż.
Katniss Everdeen przechyla głowę, marszczy brwi, a ja schylam się niżej.
Tutaj jest miejsce gdzie kocham cię.
Pamiętam ją. Miała na imię Rue. Pochodziła z 11 dystryktu. Przebił ją oszczep. Była ozdobiona kwiatami. Byłaby teraz w moim wieku. Łzy toczą się po moich policzkach. Ostatnie zdanie.
Dla Rue.
Wychodzę. Kątem oka zauważam, że Katniss Everdeen płacze. Jesteśmy podobne. Obie wiemy, co to znaczy ból.
***
Mam nadzieję, że się Wam podobało. Jestem średnio zadowolona z tego rozdziału, ale nie jest najgorszy. Bardzo trudno było mi go napisać, gdy musiałam wspominać Rue. Jednak: Endżoj! Miłego weekendu ;). Przypominam, że ten rozdział pisałam ja, nie Jula, więc nie mógł być taki dobry jak jej.
Cudowny rozdział, ale jest dużo błędów ortograficznych.
OdpowiedzUsuńOk, gdybyś mogła wypisać jakie, to poprawię :D Dziękuję za uwagę. Na swoją obronę mogę powiedzieć, że mam dyslekcję.
UsuńJuż poprawiłam ;)
UsuńŚwietne! Po raz pierwszy czytam bloga o tematyce Igrzysk. Sama chciałam coś takiego napisać, ale nie wiedziałam jak się do tego zabrać..... xDD Bardzo mi się podoba i będę czytać dalej ;DD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weeeennny :DD
Lusia ;****
PS zapraszam do mnie - http://do-milosci-jeden-krok.blogspot.com/
:DD
Bylo super!
OdpowiedzUsuńNie wiem co moge wiecej napisac bo zatkalo mnie. Rozdzial byl tak swietny ze... serio swietny :)
Pozdrawiam i czekam nn,
Elfik Elen
Wow! Jak dla mnie robi wrażenie. Jest bardziej opisowy, ale dzięki temu poznajemy ją, wiemy kim jest. Podziwiam tę dziewczynę. Czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
To ja again. Zostałaś nominowana do Liebster Award. Brawa!!!
OdpowiedzUsuńWięcej info tutaj: http://in-the-circle-of-secrets.blogspot.com/2014/04/liebster-award.html